Kierowca taksówki, który miał ponad trzydzieści lat i był dość przystojny pomógł mi zanieść walizki na port lotniczy, nie licząc sobie przy tym dodatkowej kwoty, tak jak zazwyczaj robią taksówkarze. Spojrzałam na zegarek i szybko udałam się do bramki, bo za 20 minut mój samolot do Nowego Jorku miał odlecieć. Bez problemów przeszłam przez barierkę, a w mojej walizce skaner nie wykrył broni i naboi. Widocznie lotnisko w Los Angeles nie ma najlepszych sprzętów. Odetchnęłam z ulgą, gdy ciemnoskóry mężczyzna wskazał mi dłonią wejście do samolotu, a moje walizki zostały umieszczone pod podkładem. Odszukałam swoje miejsce, które, na moje nieszczęście było obok Justina. Właśnie lecę do Nowego Jorku siedząc obok najprzystojniejszej osoby, którą za kilka dni będę musiała zabić. Wyczuwacie moje ironiczne szczęście? Huh, ja też. Westchnęłam dość głośno zwracając przy tym uwagę bruneta. Cholera.
- Hej Davonne.- na jego twarzy pojawił się uśmiech, który odwzajemniłam. Miał piękny uśmiech. Nie wyobrażam sobie, gdybym teraz musiała wyciągnąć broń i strzelić mu kulką w głowę.- Wszystko okej?- zapytał, gdy zobaczył moje zakłopotanie na twarzy. Tak, jest zajebiście. Muszę cię w sobie rozkochać, a potem zabić. Czy mogłoby być lepiej?!
- Tak, jest w porządku.- odparłam.- Boje się... podróżować samolotem.- słabo uśmiechnęłam się w jego stronę i wygodnie ułożyłam w fotelu. Nie było to kłamstwo. Moją najgorszą słabością jest właśnie lot samolotem. Na samo to słowo zaczynam mieć wyobrażenia o tym, że rozbijemy się i umrzemy i nikt nigdy nie odnajdzie naszych ciał.
- Jestem obok.- szepnął mi do ucha i położył dłoń na moim udzie powodując lekki i przyjemny dreszcz. Nie było to spowodowane tym, że mi się podoba, choć przyznam, że Justin był ładny. Ja po prostu zawsze reaguje tak na jakikolwiek dotyk chłopaka. Uśmiechnęłam się do niego i pokiwałam głową zamykając oczy. On jest cholernie miły, aż za bardzo. Proszę Boże, spraw by stał się dupkiem, będzie łatwiej mi go zabić. Jest uroczy. Zabawny. Nie jest jak Taylor, jest lepszy. Dlaczego nie poznałam go wcześniej? Dlaczego to nie w nim się zakochałam? Życie byłoby o wiele łatwiejsze. Ja byłabym o wiele łatwiejsza. Moje ciało ponownie zadrżało, a chłodna fala przeszyła mnie od stóp do głów. Cała zesztywniałam a po chwili nieco rozluźniłam się, gdy miły głos kobiety poinformował o tym, że już wystartowaliśmy i można odpiąć pasy.
- Nie było tak źle, prawda?- zapytał mnie najbardziej aksamitnym głosem, gdy moje ciało powróciło do normy. Było mi cholernie przykro, że już za kilka dni nigdy nie usłyszę jego słów. A co jeśli on ma siostrę, albo dziewczynę? Będę mordercą. Pójdę do więzienia, a jego duch będzie mnie nawiedzał co noc. W końcu pomyślą, że jestem wariatką, gdy powiem im, że Justin mnie nawiedza i, że widzę duchy i trafię do psychiatryka, gdzie popełnię samobójstwo. Swoją drogą, Taylor upiekł by dwie pieczenie na jednym ogniu.
- Na pewno wszystko w porządku? Jesteś strasznie blada.- powiedział dokładnie lustrując moją twarz wzrokiem.
- To przez to, że przed chwilą wystartowaliśmy. Jest naprawdę okej.- przekonałam go, bo odwrócił się w stronę okna i założył słuchawki na uszy.
Wpatrywałam się w jego lekko senną twarz. Miał idealne rysy twarzy. Były, aż nierealnie. Nierealne było to jak bardzo można być idealnym. Jego usta były symetryczne, pełne, duże i o kolorze, który aż prosi się o pocałowanie. Jego czekoladowe oczy, w których za każdym razem rozbłyskały iskierki świdrowały cię wzrokiem, tak jakby chciały poznać twoją duszę. Idealnie ułożone włosy, nawet, gdy jest zmęczony. To wszystko, wliczając jeszcze nienaganną sylwetkę, jaką udało mi się zobaczyć podczas wuefu powodowało, że był chodzącą perfekcją. Miał idealnie dobrane ciuchy. Wszystko w nim było idealne. Podobno ideały nie istnieją. No właśnie, podobno. Może ideały nie, ale Justin jest na pewno.
Dość szybko zrobiłam się senna i już po chwili tkwiłam w głębokim śnie, a w moich słuchawkach rozbrzmiewały piosenki Lany Del Rey.
Dość szybko zrobiłam się senna i już po chwili tkwiłam w głębokim śnie, a w moich słuchawkach rozbrzmiewały piosenki Lany Del Rey.
Chłopak trzymał ją za rękę niepewnie bojąc się, że za chwilę go odtrąci. Szli powoli delektując się promieniami księżyca, które oświetlały plażę i ich zapatrzone w siebie twarze. Przyjemna cisza była między dwójką osób, które tylko spoglądały na siebie ze strachem w oczach. On bał się, że ona go wyśmieje, gdy ten wyzna jej co czuje. Ona boi się, że nie uda jej się go zabić albo, że ktoś to zauważy. Uwodziła go przez kilka tygodni. Brunet jest w jej garści. Wystarczy teraz jeden jej trafny ruch i jej roboto będzie skończona. Skończona tak jak jej serce. Pokochała go. Pokochała go bardziej niż ciemnowłosego, który zmuszał ją do prostytucji. Widziała w jego oczach swoją przyszłość. Przyszłość, którą mieliby przeżyć razem. Ale jeżeli on zamknie oczy, to znaczy, że ona nie będzie miała przyszłości? Drżała za każdym razem, gdy chłopak dotykał ją. Cieszyła się każdą sekundą, którą z nim spędziła. Usiedli na mokrym piasku, a brunet objął ją ramieniem. Zamknęła oczy wyobrażając sobie jakby wyglądało jej życie z nim. Piękne, kolorowe, szczęśliwe. Jej dłoń powoli ruszała ku kieszeni, w której był broń. Delikatnie dotknęła spustu i mocno złapała ją w dłoń. W tym samym momencie chłopak ręką podniósł jej podróbek tak, aby spojrzała mu w oczy. Rozpłynęła się w gęstej czekoladzie, która widoczna była nawet w nocy.
- Nie wiem jak ci to powiedzieć.- jego zachrypnięty i seksowny głos sparaliżował każdy jej ruch.- Sprawiasz, że jestem szczęśliwy, że chcę żyć. To coś niesamowitego. Pierwszy raz coś takiego czuję.- kontynuował spoglądając jej w oczy.- Kocham cię.- wydusił z siebie po chwili i spuścił nieco wzrok w dół.
Kocha ją. Powiedział, że ją kocha. Ona też go kocha. Oboje się kochają. To przeznaczenie. Przeznaczenie, które chwilę potem się skończyło. Z zamkniętymi oczami brunetka przyłożyła mu broń do skroni i szybko pociągnęła za spust. Głośny krzyk wydobył się z jej ust, gdy zobaczyła ostatni raz brązowe tęczówki chłopaka powoli zamykające się. Jego głowa momentalnie oblała się czerwoną cieszą, a piasek powoli przybierał taki sam kolor. Po jego ustach sączyła się krew, ale to nie powstrzymało jej by złożyć na nich ostatni pocałunek. Stanowczo wpiła się w miękkie i ciepłe jeszcze usta bruneta delikatnie wplątując ręce we włosy. Dotarło do niej co właśnie zrobiła Zabiła miłość swojego życia. Zabiła osobę, która ufała jej bezgranicznie. Położyła się obok martwego ciała chłopaka i jego rękę położyła na swoim brzuchu. Poczuła jak przypływ powoli zbliża się do ich ciał. Wzięła do ręki pistolet i przyłożyła go sobie do głowy.
- Kocham cię Justin!- krzyknęła i w tym samym momencie kula przebiła jej czaszkę. Zamknęła oczy, tak samo jak kilka minut temu chłopak. Ocean porwał ich ciała, które wciąż były przytulone do siebie. Będą już razem. Na zawsze. Tak jak zawsze wyobrażali sobie to w myślach. Nie mogli być razem na ziemi. Świat był dla ich miłości zbyt brutalny. Umarli. Umarli kochając się najszczerszym uczuciem jakie kiedykolwiek istniało na Ziemi. Są razem. W niebie. Odnaleźli się. Odnaleźli wspólne miejsce do bycia razem.
- Hej.- ktoś potrząsnął moim ciałem.- Wysiadamy.- dodał i znów nim potrząsnął. Leniwie otworzyłam oczy, a przed sobą zobaczyłam te brązowe tęczówki, o których śniłam. Gula w gardle pojawił się, kiedy przypomniałam sobie mój sen. Był realistyczny. Aż za bardzo realistyczny. Czułam, że zrobiłam się blada, a na moich ustach pojawił się lekki grymas, zamiast uśmiechu. To było przytłaczające. Widzisz oczy, które w twoim śnie zamknęły się na zawsze, a za kilka dni i w realnym świecie to zrobią.
- W końcu.- tyle udało mi się z siebie wydusić. Szybko wstałam z miejsca wychodząc na świeże powietrze i dziękując Bogu, że Nowy Jork nie należał do szczególnie gorących jeśli chodzi o kwiecień. Moje włosy rozwiały się w różne strony, a mój oddech stał się o wiele spokojniejszy. Powoli schodziłam ze schodów, aż do momentu, w którym o mało, co nie wywróciłam się na moich na moich butach.
- Uważaj.- szepnęła od mojego ucha osoba, które silnie oplotła swoje ramiona wokół mojej tali. Wiedziałam, że to Justin. Znam go do dwóch dni, ale wszędzie rozpoznam ten jego cholernie seksowny zapach i lekko zachrypnięty głos. Ironia. Ironia moje cudownego życia. Chłopak który za kilka dni zginie przeze mnie pomaga mi, jest miły i dobry. No to w końcu było do przewidzenia. Eh, to moje życie.
- Dzięki Justin.- uśmiechnęłam się w jego stronę, gdy byliśmy już na ziemi. Yeah, teraz będę stwarzać pozory. Muszę zacząć jak najszybciej grać, by jak najszybciej mieć już to za sobą.
- Żaden problem.- odwzajemnił uśmiech i ruszył w stronę naszych walizek, przy których stał masywny czarny ochroniarz. Ten Justin zupełnie różnił się od tego, z którym rozmawiałam tamtego dnia. Był miły, uśmiechnięty. Nie wyglądał na osobę, która lubi być dupkiem. Po chwili znalazłam się koło pozostałej czwórki, która rozmawiała z ciemnoskórym mężczyzną.
- Davonne?- zapytał mnie na co kiwnęłam głową.- Czyli jesteśmy w komplecie. Wasi rodzicie wynajęli ode mnie mieszkanie na te osiem tygodni i przedstawili w skrócie całą sytuację. Więc ostrzegam, że jeśli zrobicie coś głupiego, albo zniszczycie mieszkanie wylatujecie stamtąd, jasne?- powiedział, na co każde z nas przytaknęło.- Mieszkanie znajduje się w wieżowcu, na szóstym piętrze. Są trzy pokoje, łazienka, kuchnia i salon. Zaraz przyjdzie tu mój kierowca i zabierze wasze walizki. Na miejscu dam wam klucze i chyba nie muszę powtarzać, że jeśli je zgubicie natychmiast zgłaszacie mi.- dodał. Wydawał się miły i w rzeczywistości również taki był. Nawet jak chciał być wobec nas surowy, nie wychodziło mu to za bardzo. Wyszliśmy przed lotnisko, gdzie na parkingu stała czarna limuzyna, do której biały mężczyzna po dwudziestym roku życia wkładał nasz walizki.
- Na jakiej ulicy jest wieżowiec?- zapytał z nadzieją, że będzie to centrum, a nie jakieś przedmieścia.
- Na Times Square, mam nadzieję, że nie będzie wam przeszkadzał hałas?- zapytał. Odpowiedź jak najbardziej mnie ucieszyła. Ikona mody, handlu i wszystkiego co błyszczące. Tak można opisać Times Square.
- Hałas to nie problem.- zapewniłam go i dalszą podróż odbyliśmy w ciszy. Budynek w jakim mieliśmy nasze tymczasowe mieszkanie był ogromny. Miał około dziesięciu pięter, jak i nie więcej. Okolica był głośna, a w okół było milion neonów. Dość chaotycznie, ale mi to odpowiada. No cóż, może to własnie tu spełnię jakieś swoje marzenie?
- Pojadę z wami na górę i oprowadzę po mieszkaniu, a potem będę wpadał raz na dwa lub trzy tygodnie zobaczyć, czy nie zrujnowaliście niczego. Numer telefonu jest na lodówce, gdyby coś się stało.- odezwał się, gdy byliśmy w windzie. Cichy dźwięk wydobył się przy otworzeniu drzwi, a my wyszliśmy z niej udając się w prawo. Na drzwiach wygrawerowane były złotym kolorem cyfry: 23. Weszliśmy do pomieszczenia, który był korytarzem. Ściany były kremowe, a na suficie wisiał piękny żyrandol z wiszącymi diamentami. Po lewej stronie była czerwona szafa, a nad nią również czerwona półka. Po prawej znajdowała się szklana szyba, która oddzielała korytarz od salonu. Trzy z czterech ścian salonu były beżowe, a czwarta, na której wisiał plazmowy telewizor obklejona była czarnymi napisami i jakimiś wycinkami z gazet. Na przeciwko telewizora była duża czerwona kanapa, a na środku, na orzechowych panelach leżał duży puchowy kremowy dywan. Na jednej ze ścian były tylko okna, a jedne z nich prowadziło na balkon, na nieco spokojniejszą okolicę. Łuk w jednej ze ścian prowadził do dużej i jasnej kuchni z nowoczesnym wyposażeniem. Pod ścianą znajdował się orzechowy stół i sześć krzeseł. Na przeciwko wejścia do kuchni znajdowały się drzwi, które wchodziły jeszcze w skład korytarza, ale gruba szyba ze szklanym wzorkiem nie zasłoniła ich. Za nimi była duża łazienka z wanną oraz prysznicem po lewej stronie. Połowę ściany nad umywalką stanowiły lustra, co bardzo mi się spodobało. Kilka metrów od drzwi do łazienki były kręte schody, które prowadziły do trzech pokoi. Po kolei otwieraliśmy każde z nich. Podobne kolory, podobne ułożenie mebli. W pierwszym i drugim pokoju były dwa jednoosobowe łóżka, a w ostatnim stało, najprawdopodobniej trzy osobowe łózko. Oh, już wiem, który pokój zajmę.
- Mam nadzieję, że podoba wam się wystrój. Tutaj macie klucze, a numer telefonu na drzwiach lodówki. Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć wam udanych tygodni no i witajcie w Nowym Jorku.- wręczył nam klucze i pożegnał się z nami, a następnie wyszedł z mieszkania.
- To możemy jakoś poznamy się?- odezwał się zupełnie nieznajomy mi brunet i uśmiechnął się.
- Yeah.- przytaknęliśmy mu.
- Jestem Nate i zamawiam pokój z trzyosobowym łóżkiem.- zwycięsko powiedział.
- Ej, nie ma tak dobrze!- warknął Justin.- Ja też chcę pokój z trzyosobowym łóżkiem.
- Byłem pierwszy.- warknął Nate i wziął swoje dwie walizki ruszając na schody.
- A może ja bym chciała mieć trzyosobowe łóżko, huh?- odezwała się blondynka, która wcześniej porysowała mój samochód.
- To nie ty porysowałaś mi samochód?- spytałam.
- Oh, tak... to ja.- nieco się zmieszała.- Brooklyn ciamajda Havey, miło mi.- zachichotała. Zaczyna mi się podobać. Oczywiście w sensie dobrej kumpeli, a nie coś więcej.
- Davonne.- odpowiedziałam jej.- To żeby wam ułatwić, może my zajmiemy pierwszy pokój z jednoosobowymi łózkami Brooklyn?- zapytałam się jej.
- Dobry pomysł.- odezwali się wszyscy, łącznie z pochmurnym, trzymającym się na uboczu chłopakiem. Wzięliśmy swoje walizki i ruszyłyśmy do pierwszego pokoju na lewo. Moje walizki postawiłam obok łózka pod oknem, a Brooklyn pod ścianą naprzeciwko mojego. Na ścianach były obrazy z Marilyn Monroe, a całość komponowała się w biało czarnym kolorze z czerwonymi dodatkami..
- Nawet ładnie, no nie?- chciałam jakoś przerwać ciszę panującą między nami, ale przerwał mi to trzask czegoś na dole. Szybko zbiegliśmy na dół i zobaczyliśmy okładających się Justina i Nate'a.
- Co wy do cholery robicie?!- warknęłam i podeszłam do chłopaków oddzielając ich od siebie.
- Ten dupek, jest zbyt pewny siebie.- splunął Justin i spojrzał na niego z mordem w oczach.
- Ja?!- prychnął.- Jedyną zadufaną w sobie osobą w tym mieszkaniu jest nie kto inny jak Justin Bieber!- krzyknął.
- Ja ci kurwa dam zadufanego w sobie.- mruknął Justin i odepchnął mnie rzucając się na chłopaka. Czuję iż te osiem tygodni będą jeszcze bardziej cudowniejsze niż sobie wyobrażałam.
- Nikt kurwa nie będzie spał w tamtym pokoju!- krzyknęłam, a chłopcy oderwali się od siebie.- Jeden z was będzie spał na kanapie.- dodałam.
- Nie wydurniaj się Davy.- przezwał mnie Justin.
- Davonne, nazywam się Davonne.- nie lubię mojego imienia, a skrótu od niego tym bardziej, więc jeżeli już ktoś chce mówić do mnie Davonne, niech używa pełnego imienia.
- Widzisz do czego chuju doprowadziłeś?- warknął na Justina Nate.
- To ty zacząłeś.- odezwał się Justin.
- Pierdolenie.
- Naprawdę zaraz nikt nie będzie spał w trzecim pokoju.- ponownie się odezwałam.- Albo ty.- wskazałam palca na chłopaka, który pisał smsa.
- Philip.- wymamrotał nie odrywając wzroku od ekranu.
- Yeah, Philip będzie w nim spał.- zakomunikowałam.- A wasza dwójka będzie spała razem.- dodałam do nich, na co niechętnie ruszyli ze swoimi walizkami do pokoju, który był obok naszego.
- Zrobiłaś to, by mieć mnie bliżej siebie.- mruknął mi do ucha Justin.
- Jasne, pragnę cię odkąd po raz pierwszy zobaczyłam cię u dyrektora.- zaśmiałam się ironicznie.
- I na wuefie.- dodał. Ugh, czyli jednak pamięta.
- To też.- lekko zaczerwieniłam się i wróciłam do swojego pokoju, gdzie Brooklyn rozpakowywała swoje ciuchy do szaf.
- Mam nadzieję, że nie gniewasz się, że zajęłam tą szafę?- spytała.
- Żaden problem.- uśmiechnęłam się do niej.- I tak zazwyczaj ciuchy zostawiam w walizce.- odpowiedziałam jej. Tak naprawdę nie chciałam rozpakowywać się przy niej. Mogłaby zobaczyć broń.
- Nie wyglądasz na osobę, która wpada w jakieś poważne kłopoty.- zagadała zapewne, by przerwać ciszę panującą między nami.
- Ty też.- cicho zachichotałam. Dziewczyna miała długie blond włosy, niebieskie oczy i dość miły wyraz twarzy. Nie ubierała się jakoś wyzywająco, raczej normalnie. Zwykłe, nieco zniszczone Conversy, dżinsy i przewiewna błękitna bluza. Wyglądem pasowała raczej na grzeczną dziewczynę, która jest chlubą ich rodziny, taki jakby Paul.
- Pewnie myślisz, że jestem głupią blondynką?- zaśmiała się.
- Nie, raczej wyglądasz na osobę, z której rodzice są dumni.- przytaknęłam jej, a jej mina nieco zesmutniała.- Powiedziałam coś nie tak?- spytałam widząc łzy w oczach dziewczyny.
- Nie, to nic.- mruknęła.
- Co jest?- ponowiłam pytanie.- Nie znasz mnie za długo, ale chyba możemy sobie coś o sobie powiedzieć?
- Po prostu moi rodzice zginęli, przeze mnie i nie lubię jak ktoś o nich wspomina, tyle.- wymamrotała i wróciła do rozpakowywania się.
- Przepraszam, nie wiedziałam.- lekko smutna mruknęłam do niej.- Jestem raczej ciekawska, więc dlaczego sądzisz, że to przez ciebie?
- Nie dasz za wygraną?- lekko się uśmiechnęła, na co pokiwałam przecząco głową.- Mój ojciec był alkoholikiem, bił mamę i czasami mnie. Któregoś dnia mama wylądowała przez niego w szpitalu, a ja krzyknęłam, że chciałabym, żeby to on był na miejscu mojej mamy. Oczywiście dostałam za to mocno w twarz. Minęło kilka dni, przestałam myśleć o śmierci ojca i w tedy zadzwonił telefon, że moja mama nie żyje. Mój Ojciec pobił ją na śmierć.- do jej oczu zaczęły napływać łzy.- W tedy chciałam, żeby zginął. Nie powiedziałam mu tego, po prostu tak myślałam. I na drugi dzień dostałam telefon, że miał wypadek. Zabiłam go...- skuliła się na podłodze i wycierała nowe napływające łzy. Zrobiło mi się jej przykro, bardzo przykro. Usiadłam obok niej i ją przytuliłam, nic więcej nie mogłam zrobić.
- To nie twoja wina.- mruknęłam.
- Gdybym cztery lata temu tak nie pomyślała mój ojciec żył, miałabym chociaż go.- ponownie zalała się łzami. Nie mówiłam już nic. Po prostu siedziałam i ją przytulałam.
Na Times Square tętniło wciąż życie, chociaż zbliżał się już wieczór. Było kilka minut po dwudziestej. Dlaczego szłam o tej porze po mieście? Potrzebowałam przyjaciela. Chodzi mi o zeszyt. Zwykły zeszyt, w którym będę opisywała mój pobyt tutaj. To mi pomoże. Zawsze takie zeszyty mi pomagały. Nie będę kłębiła myśli, będę wylewała je na papier. To na prawdę pomaga. Mam kilka zeszytów z moich lat bycia dziwką. Czasami były zapisane tam pojedyncze słowami, czasami kilka kartek. Jednak każde z nich dawało mi motywację, do tego, że się wyrwę z tego bagna. I wyrwałam.
Weszłam do supermarketu i ruszyłam w lewo, bo zazwyczaj po tamtej stronie znajdują się jakieś zeszyty. Tak jest w każdym amerykańskim sklepie. Kilka minut minęło zanim odnalazłam to czego szukałam. Wzięłam jeden, brązowy i dość duży zeszyt, który miał lekko pożółkłe kartki, bo na takich się najlepiej pisze. Wzięłam jeszcze jakiś długopis i ruszyłam do jedynej wolnej kasy.
-1,78 $- odezwał się piskliwy głos kobiety. Wyciągnęłam z kieszeni dwa dolary i położyłam je na ladę. Nie czekając na resztę zabrałam zeszyt i długopis i opuściłam supermarket.
Po chwili byłam już w swoim pokoju, bo mamy jakieś dziesięć minut drogi do sklepu. Korzystając z tego, że Brooklyn była na dole i oglądała jakiś film postanowiłam coś napisać.
W następnym rozdziale będzie się coś dziać. Mam nadzieję, że to was nie zniechęci do moje bloga :)
- W końcu.- tyle udało mi się z siebie wydusić. Szybko wstałam z miejsca wychodząc na świeże powietrze i dziękując Bogu, że Nowy Jork nie należał do szczególnie gorących jeśli chodzi o kwiecień. Moje włosy rozwiały się w różne strony, a mój oddech stał się o wiele spokojniejszy. Powoli schodziłam ze schodów, aż do momentu, w którym o mało, co nie wywróciłam się na moich na moich butach.
- Uważaj.- szepnęła od mojego ucha osoba, które silnie oplotła swoje ramiona wokół mojej tali. Wiedziałam, że to Justin. Znam go do dwóch dni, ale wszędzie rozpoznam ten jego cholernie seksowny zapach i lekko zachrypnięty głos. Ironia. Ironia moje cudownego życia. Chłopak który za kilka dni zginie przeze mnie pomaga mi, jest miły i dobry. No to w końcu było do przewidzenia. Eh, to moje życie.
- Dzięki Justin.- uśmiechnęłam się w jego stronę, gdy byliśmy już na ziemi. Yeah, teraz będę stwarzać pozory. Muszę zacząć jak najszybciej grać, by jak najszybciej mieć już to za sobą.
- Żaden problem.- odwzajemnił uśmiech i ruszył w stronę naszych walizek, przy których stał masywny czarny ochroniarz. Ten Justin zupełnie różnił się od tego, z którym rozmawiałam tamtego dnia. Był miły, uśmiechnięty. Nie wyglądał na osobę, która lubi być dupkiem. Po chwili znalazłam się koło pozostałej czwórki, która rozmawiała z ciemnoskórym mężczyzną.
- Davonne?- zapytał mnie na co kiwnęłam głową.- Czyli jesteśmy w komplecie. Wasi rodzicie wynajęli ode mnie mieszkanie na te osiem tygodni i przedstawili w skrócie całą sytuację. Więc ostrzegam, że jeśli zrobicie coś głupiego, albo zniszczycie mieszkanie wylatujecie stamtąd, jasne?- powiedział, na co każde z nas przytaknęło.- Mieszkanie znajduje się w wieżowcu, na szóstym piętrze. Są trzy pokoje, łazienka, kuchnia i salon. Zaraz przyjdzie tu mój kierowca i zabierze wasze walizki. Na miejscu dam wam klucze i chyba nie muszę powtarzać, że jeśli je zgubicie natychmiast zgłaszacie mi.- dodał. Wydawał się miły i w rzeczywistości również taki był. Nawet jak chciał być wobec nas surowy, nie wychodziło mu to za bardzo. Wyszliśmy przed lotnisko, gdzie na parkingu stała czarna limuzyna, do której biały mężczyzna po dwudziestym roku życia wkładał nasz walizki.
- Na jakiej ulicy jest wieżowiec?- zapytał z nadzieją, że będzie to centrum, a nie jakieś przedmieścia.
- Na Times Square, mam nadzieję, że nie będzie wam przeszkadzał hałas?- zapytał. Odpowiedź jak najbardziej mnie ucieszyła. Ikona mody, handlu i wszystkiego co błyszczące. Tak można opisać Times Square.
- Hałas to nie problem.- zapewniłam go i dalszą podróż odbyliśmy w ciszy. Budynek w jakim mieliśmy nasze tymczasowe mieszkanie był ogromny. Miał około dziesięciu pięter, jak i nie więcej. Okolica był głośna, a w okół było milion neonów. Dość chaotycznie, ale mi to odpowiada. No cóż, może to własnie tu spełnię jakieś swoje marzenie?
- Pojadę z wami na górę i oprowadzę po mieszkaniu, a potem będę wpadał raz na dwa lub trzy tygodnie zobaczyć, czy nie zrujnowaliście niczego. Numer telefonu jest na lodówce, gdyby coś się stało.- odezwał się, gdy byliśmy w windzie. Cichy dźwięk wydobył się przy otworzeniu drzwi, a my wyszliśmy z niej udając się w prawo. Na drzwiach wygrawerowane były złotym kolorem cyfry: 23. Weszliśmy do pomieszczenia, który był korytarzem. Ściany były kremowe, a na suficie wisiał piękny żyrandol z wiszącymi diamentami. Po lewej stronie była czerwona szafa, a nad nią również czerwona półka. Po prawej znajdowała się szklana szyba, która oddzielała korytarz od salonu. Trzy z czterech ścian salonu były beżowe, a czwarta, na której wisiał plazmowy telewizor obklejona była czarnymi napisami i jakimiś wycinkami z gazet. Na przeciwko telewizora była duża czerwona kanapa, a na środku, na orzechowych panelach leżał duży puchowy kremowy dywan. Na jednej ze ścian były tylko okna, a jedne z nich prowadziło na balkon, na nieco spokojniejszą okolicę. Łuk w jednej ze ścian prowadził do dużej i jasnej kuchni z nowoczesnym wyposażeniem. Pod ścianą znajdował się orzechowy stół i sześć krzeseł. Na przeciwko wejścia do kuchni znajdowały się drzwi, które wchodziły jeszcze w skład korytarza, ale gruba szyba ze szklanym wzorkiem nie zasłoniła ich. Za nimi była duża łazienka z wanną oraz prysznicem po lewej stronie. Połowę ściany nad umywalką stanowiły lustra, co bardzo mi się spodobało. Kilka metrów od drzwi do łazienki były kręte schody, które prowadziły do trzech pokoi. Po kolei otwieraliśmy każde z nich. Podobne kolory, podobne ułożenie mebli. W pierwszym i drugim pokoju były dwa jednoosobowe łóżka, a w ostatnim stało, najprawdopodobniej trzy osobowe łózko. Oh, już wiem, który pokój zajmę.
- Mam nadzieję, że podoba wam się wystrój. Tutaj macie klucze, a numer telefonu na drzwiach lodówki. Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć wam udanych tygodni no i witajcie w Nowym Jorku.- wręczył nam klucze i pożegnał się z nami, a następnie wyszedł z mieszkania.
- To możemy jakoś poznamy się?- odezwał się zupełnie nieznajomy mi brunet i uśmiechnął się.
- Yeah.- przytaknęliśmy mu.
- Jestem Nate i zamawiam pokój z trzyosobowym łóżkiem.- zwycięsko powiedział.
- Ej, nie ma tak dobrze!- warknął Justin.- Ja też chcę pokój z trzyosobowym łóżkiem.
- Byłem pierwszy.- warknął Nate i wziął swoje dwie walizki ruszając na schody.
- A może ja bym chciała mieć trzyosobowe łóżko, huh?- odezwała się blondynka, która wcześniej porysowała mój samochód.
- To nie ty porysowałaś mi samochód?- spytałam.
- Oh, tak... to ja.- nieco się zmieszała.- Brooklyn ciamajda Havey, miło mi.- zachichotała. Zaczyna mi się podobać. Oczywiście w sensie dobrej kumpeli, a nie coś więcej.
- Davonne.- odpowiedziałam jej.- To żeby wam ułatwić, może my zajmiemy pierwszy pokój z jednoosobowymi łózkami Brooklyn?- zapytałam się jej.
- Dobry pomysł.- odezwali się wszyscy, łącznie z pochmurnym, trzymającym się na uboczu chłopakiem. Wzięliśmy swoje walizki i ruszyłyśmy do pierwszego pokoju na lewo. Moje walizki postawiłam obok łózka pod oknem, a Brooklyn pod ścianą naprzeciwko mojego. Na ścianach były obrazy z Marilyn Monroe, a całość komponowała się w biało czarnym kolorze z czerwonymi dodatkami..
- Nawet ładnie, no nie?- chciałam jakoś przerwać ciszę panującą między nami, ale przerwał mi to trzask czegoś na dole. Szybko zbiegliśmy na dół i zobaczyliśmy okładających się Justina i Nate'a.
- Co wy do cholery robicie?!- warknęłam i podeszłam do chłopaków oddzielając ich od siebie.
- Ten dupek, jest zbyt pewny siebie.- splunął Justin i spojrzał na niego z mordem w oczach.
- Ja?!- prychnął.- Jedyną zadufaną w sobie osobą w tym mieszkaniu jest nie kto inny jak Justin Bieber!- krzyknął.
- Ja ci kurwa dam zadufanego w sobie.- mruknął Justin i odepchnął mnie rzucając się na chłopaka. Czuję iż te osiem tygodni będą jeszcze bardziej cudowniejsze niż sobie wyobrażałam.
- Nikt kurwa nie będzie spał w tamtym pokoju!- krzyknęłam, a chłopcy oderwali się od siebie.- Jeden z was będzie spał na kanapie.- dodałam.
- Nie wydurniaj się Davy.- przezwał mnie Justin.
- Davonne, nazywam się Davonne.- nie lubię mojego imienia, a skrótu od niego tym bardziej, więc jeżeli już ktoś chce mówić do mnie Davonne, niech używa pełnego imienia.
- Widzisz do czego chuju doprowadziłeś?- warknął na Justina Nate.
- To ty zacząłeś.- odezwał się Justin.
- Pierdolenie.
- Naprawdę zaraz nikt nie będzie spał w trzecim pokoju.- ponownie się odezwałam.- Albo ty.- wskazałam palca na chłopaka, który pisał smsa.
- Philip.- wymamrotał nie odrywając wzroku od ekranu.
- Yeah, Philip będzie w nim spał.- zakomunikowałam.- A wasza dwójka będzie spała razem.- dodałam do nich, na co niechętnie ruszyli ze swoimi walizkami do pokoju, który był obok naszego.
- Zrobiłaś to, by mieć mnie bliżej siebie.- mruknął mi do ucha Justin.
- Jasne, pragnę cię odkąd po raz pierwszy zobaczyłam cię u dyrektora.- zaśmiałam się ironicznie.
- I na wuefie.- dodał. Ugh, czyli jednak pamięta.
- To też.- lekko zaczerwieniłam się i wróciłam do swojego pokoju, gdzie Brooklyn rozpakowywała swoje ciuchy do szaf.
- Mam nadzieję, że nie gniewasz się, że zajęłam tą szafę?- spytała.
- Żaden problem.- uśmiechnęłam się do niej.- I tak zazwyczaj ciuchy zostawiam w walizce.- odpowiedziałam jej. Tak naprawdę nie chciałam rozpakowywać się przy niej. Mogłaby zobaczyć broń.
- Nie wyglądasz na osobę, która wpada w jakieś poważne kłopoty.- zagadała zapewne, by przerwać ciszę panującą między nami.
- Ty też.- cicho zachichotałam. Dziewczyna miała długie blond włosy, niebieskie oczy i dość miły wyraz twarzy. Nie ubierała się jakoś wyzywająco, raczej normalnie. Zwykłe, nieco zniszczone Conversy, dżinsy i przewiewna błękitna bluza. Wyglądem pasowała raczej na grzeczną dziewczynę, która jest chlubą ich rodziny, taki jakby Paul.
- Pewnie myślisz, że jestem głupią blondynką?- zaśmiała się.
- Nie, raczej wyglądasz na osobę, z której rodzice są dumni.- przytaknęłam jej, a jej mina nieco zesmutniała.- Powiedziałam coś nie tak?- spytałam widząc łzy w oczach dziewczyny.
- Nie, to nic.- mruknęła.
- Co jest?- ponowiłam pytanie.- Nie znasz mnie za długo, ale chyba możemy sobie coś o sobie powiedzieć?
- Po prostu moi rodzice zginęli, przeze mnie i nie lubię jak ktoś o nich wspomina, tyle.- wymamrotała i wróciła do rozpakowywania się.
- Przepraszam, nie wiedziałam.- lekko smutna mruknęłam do niej.- Jestem raczej ciekawska, więc dlaczego sądzisz, że to przez ciebie?
- Nie dasz za wygraną?- lekko się uśmiechnęła, na co pokiwałam przecząco głową.- Mój ojciec był alkoholikiem, bił mamę i czasami mnie. Któregoś dnia mama wylądowała przez niego w szpitalu, a ja krzyknęłam, że chciałabym, żeby to on był na miejscu mojej mamy. Oczywiście dostałam za to mocno w twarz. Minęło kilka dni, przestałam myśleć o śmierci ojca i w tedy zadzwonił telefon, że moja mama nie żyje. Mój Ojciec pobił ją na śmierć.- do jej oczu zaczęły napływać łzy.- W tedy chciałam, żeby zginął. Nie powiedziałam mu tego, po prostu tak myślałam. I na drugi dzień dostałam telefon, że miał wypadek. Zabiłam go...- skuliła się na podłodze i wycierała nowe napływające łzy. Zrobiło mi się jej przykro, bardzo przykro. Usiadłam obok niej i ją przytuliłam, nic więcej nie mogłam zrobić.
- To nie twoja wina.- mruknęłam.
- Gdybym cztery lata temu tak nie pomyślała mój ojciec żył, miałabym chociaż go.- ponownie zalała się łzami. Nie mówiłam już nic. Po prostu siedziałam i ją przytulałam.
Na Times Square tętniło wciąż życie, chociaż zbliżał się już wieczór. Było kilka minut po dwudziestej. Dlaczego szłam o tej porze po mieście? Potrzebowałam przyjaciela. Chodzi mi o zeszyt. Zwykły zeszyt, w którym będę opisywała mój pobyt tutaj. To mi pomoże. Zawsze takie zeszyty mi pomagały. Nie będę kłębiła myśli, będę wylewała je na papier. To na prawdę pomaga. Mam kilka zeszytów z moich lat bycia dziwką. Czasami były zapisane tam pojedyncze słowami, czasami kilka kartek. Jednak każde z nich dawało mi motywację, do tego, że się wyrwę z tego bagna. I wyrwałam.
Weszłam do supermarketu i ruszyłam w lewo, bo zazwyczaj po tamtej stronie znajdują się jakieś zeszyty. Tak jest w każdym amerykańskim sklepie. Kilka minut minęło zanim odnalazłam to czego szukałam. Wzięłam jeden, brązowy i dość duży zeszyt, który miał lekko pożółkłe kartki, bo na takich się najlepiej pisze. Wzięłam jeszcze jakiś długopis i ruszyłam do jedynej wolnej kasy.
-1,78 $- odezwał się piskliwy głos kobiety. Wyciągnęłam z kieszeni dwa dolary i położyłam je na ladę. Nie czekając na resztę zabrałam zeszyt i długopis i opuściłam supermarket.
Po chwili byłam już w swoim pokoju, bo mamy jakieś dziesięć minut drogi do sklepu. Korzystając z tego, że Brooklyn była na dole i oglądała jakiś film postanowiłam coś napisać.
27 kwiecień, 2013
Mam zabić Justina jeśli chcę żyć. A ja chcę żyć, ale obawiam się, że Justin też chce żyć.
Zabijanie. To nie jest tylko wyciągnięcie rewolweru. To jest walką pomiędzy tym co musisz, a tym co czujesz.
____________________
W następnym rozdziale będzie się coś dziać. Mam nadzieję, że to was nie zniechęci do moje bloga :)
Po przeliczeniu wyszło mi, że całe opowiadanie będzie miało około 30-35 rozdziałów.
Kolejny najprawdopodobniej będzie po 28 maja.
Jeżeli macie bloga i chcecie na niego szablon, coś w moim stylu to piszcie śmiało na gg: 47254702 ; przyjmę każde zamówienie :))
Podoba się wam rozdział? Komentujecie. To sprawia ogromną radość, nawet takie zwykłe: Świetnie. Chcę po prostu wiedzieć ile was jest, czy czytacie to. Bo po co pisać dla nikogo? Jednocześnie mogłabym pisać to całe opowiadanie w zeszycie i wyszłoby na to samo. Nie chodzi mi o to, że zależy mi tylko na komentarzach, ale nie ukrywam, że to też się liczy. Jeśli widzę, że jest ich dużo dostaje kopa do napisania rozdziału, a jeżeli ich nie ma to chyba sami rozumiecie... To tyle ode mnie. Przeczytaliście, to skomentujcie. To bardzo motywuje do dalszej pracy, a chcę z tym opowiadaniem dotrwać do końca ;)
Kolejny najprawdopodobniej będzie po 28 maja.
Jeżeli macie bloga i chcecie na niego szablon, coś w moim stylu to piszcie śmiało na gg: 47254702 ; przyjmę każde zamówienie :))
Podoba się wam rozdział? Komentujecie. To sprawia ogromną radość, nawet takie zwykłe: Świetnie. Chcę po prostu wiedzieć ile was jest, czy czytacie to. Bo po co pisać dla nikogo? Jednocześnie mogłabym pisać to całe opowiadanie w zeszycie i wyszłoby na to samo. Nie chodzi mi o to, że zależy mi tylko na komentarzach, ale nie ukrywam, że to też się liczy. Jeśli widzę, że jest ich dużo dostaje kopa do napisania rozdziału, a jeżeli ich nie ma to chyba sami rozumiecie... To tyle ode mnie. Przeczytaliście, to skomentujcie. To bardzo motywuje do dalszej pracy, a chcę z tym opowiadaniem dotrwać do końca ;)
Nazwy TT, jeżeli chodzi o informowanie zostawiajcie w zakładce 'Informowani" :)
Rozdział jest interesujący. Najbardziej podoba mi się moment w którym kłócą się o łóżko. 30-35 rozdziałów? Jezu, kocham Cię!
OdpowiedzUsuńJAKI ROZDZIAŁ OMG *_____* STRASZNIE MI SIĘ PODOBA, NAJBARDZIEJ TO JAK ZABIŁA JUSTINA A POTEM SIEBIE, TO BYŁO TAKIE SŁODKIE I SMUTNE, PODOBA MI SIĘ STRASZNIE TEN BLOG <3
OdpowiedzUsuńświetne! mam nadzieję, że jak najszybciej dodasz rozdział bo zaczyna się ciekawie :)
OdpowiedzUsuńboski rozdział. <333
OdpowiedzUsuńczekam na akcję pod tytułem 'zabijanie'. *.*
Ile ja na niego czekałam KOCHAM CIĘ ♥
OdpowiedzUsuńCudooooo!! <3 czekam *-*
OdpowiedzUsuńWoow cudowny rozdział *.* Nie mogę się doczekać następnego ;>
OdpowiedzUsuńjej sen był genialny asdfghjkl *___*
OdpowiedzUsuńTo jest boskie <33 ale nie chce żeby zabijała Justina ;/
OdpowiedzUsuńBoskie mam nadzieje ze nie zabije Justina :)
OdpowiedzUsuńDziękuje, że poświęcasz swój czas na tłumaczenie tego. (OGÓLNIE ŚWIETNIE TŁUMACZYSZ) nie mogę się doczekać następnego rozdziału. KC <3 ~tróBELIEBER
OdpowiedzUsuńOkej, nie wiem, który raz to piszę, ale TO NIE JEST TŁUMACZENIE :) Pomysł jest mojego autorstwa, haha :)
UsuńBOSKIE jak zawsze zresztą ;)))
OdpowiedzUsuń@badassprenses
Nominowałyśmy cię do Libster Awards ! O reszte wiadomości zapraszamy do nas : http://the-dark-side-of-the-street.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPowiem Ci szczerze, że nie bardzo przepadam za opowiadaniami z Justinem w roli głównej, i właściwie to nawet nie jestem do końca pewna czemu zaczęłam czytać ale jak już wciągnęło to kurde mać :D Bardzo podoba mi się Twój pomysł i sposób w jaki piszesz i serio nie mogę się doczekać następnego rozdziału ;)
OdpowiedzUsuńwow to jest swietne na prawde kurde mam nadzieje ze ona nie zabije Justina....
OdpowiedzUsuńodebrałam ten rozdział jako dość spokojny, lecz zwiastujący tzw ciszę przed burzą :) Najlepszy sen Davonne. To było dobre, szczególnie końcówka. Przecież ona nie może go zabić, jak inaczej byliby razem? Czekam na nowość ;*
OdpowiedzUsuńJezu, uwielbiam :* *.*
OdpowiedzUsuńI ten sen Devonne... Kurwa, żeby tak nie było.
Muszą być razem *.*
@landelle98
ps. Dziękuję jeszcze raz za szablon ;*
suuper!! czekam na nn <33
OdpowiedzUsuńgenialne ;DDD czekam na nn ;*
OdpowiedzUsuńZdecydowanie jest to najlepsze opowiadanie jakie czytam. I przede wszystkim jest zajebiście fajna fabuła. Po każdym rozdziale chcę więcej i więcej i doczekać się juz nie mogę kolejnego rozdziału! Ilysm @biiebsily {zmieeniłam nazwę, znowu}
OdpowiedzUsuńŚwietny ! :D Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńGenialny :D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :D @SexyHoranN
OdpowiedzUsuńCZEKAM NA NASTĘPNYYY <3 /@irony_reality
OdpowiedzUsuńCUDOCUDOCUDO !
OdpowiedzUsuńuwielbiam to opowiadanie, długie rozdziały są mega. nie moge się już doczekać nowego, awww;3
OdpowiedzUsuńhaha jak czytam komentarze typu "fajne tłumaczenie" to mam ochote jebnąć. Polki też piszą zajebiście i to jest dowód! ;)) @awwwbabe
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie. Można się pośmiać, wzruszyć i przemyśleć kilka spraw.
OdpowiedzUsuń