No one's POV
Przez kolejne siedem dni każde z nich coraz bliżej się poznawało. Nawiązywali przyjaźnie, zwierzali się sobie. No prawie wszyscy. Philip wciąż bał się zaufać. Tak drastyczne zabranie mu miłości życia przyczyniło się do braku zaufania. Odzywał się, gdy tylko musiał. Zazwyczaj wciąż pisał smsy, na które nigdy nie dostawał odpowiedzi. Pisał je do Libby, której telefon wciąż leży w jej pokoju. Opisywał w nich każdą chwilę, nowo poznanych ludzi. Czasami, gdy usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości serce biło mu szybciej z nadzieją, że na wyświetlaczu pojawi się imię Libby. Nigdy się tak nie działo. Jednak to nie powstrzymuje go by wciąż pisać. To sprawia, że czuje się lepiej. Ale, czy nie lepiej byłoby, gdyby porozmawiał z kimś o tym?
Chodzili na imprezy, bawili się tak jakby byli najlepszymi przyjaciółmi. Znali się siedem dni i nie wiedząc kompletnie nic osobie zaczynają ufać. Nie boją się, że któregoś dnia wydarzy się coś, co może sprawić im ból. Żyją chwilą, poświęcają całą uwagę sobie. Obdarzają się wiernością. Są całkiem zgraną ekipą, chociaż znają się tylko tydzień. Gdyby tak ktoś zapytał ich, co wiedzą o sobie nawzajem podaliby tylko imiona. Ale, czy to nie czyni tego bezwarunkową przyjaźnią? Nie wiedząc nic o sobie, ufają tak jakby znali się od dziecka. Wiedzą, że któreś może ich zranić, ale nie przejmują się tym. To czyni te znajomości innymi. Każde z nich na początku myślało, że będą zdani tylko na siebie. Jednak zostali zaskoczeni. Przez siedem dni każde z nich otrzymało więcej wsparcia i zrozumienia niż przez całe swoje życie. Ta piątka powoli odsłania swoje historie. Odkrywają to, co stało się powodem tego, że znaleźli się tutaj. Zaczynają zupełnie inaczej widzieć to, co ich otacza. To zabawne, że wystarczyło tylko siedem dni by zaufać osobą, do których nigdy się nie odzywali. Pozostało jeszcze sześć długich tygodni w ich życiu. I jedna długa noc dla pewnej dwójki, o której jeszcze nie wiedzą.
- Pograjmy w butelkę!- krzyknęła lekko upita już blondynka i zachichotała. Wypiła do końca zawartość szampana i usiadła pomiędzy dwoma brunetami. Położyła butelkę po alkoholu na środku ich koła i zakręciła jako pierwsza. Przez dłuższą chwilę butelka obracała się pomiędzy piątką, aż w końcu zatrzymała się na brunecie. Westchnął i spojrzał na radosną blondynkę, która patrzyła na niego z zaciekawieniem.
- Prawda.- wymamrotał.
Chłopak wypowiedział tylko jedno słowo, które zmieniło kolejne dni. Zaufał im wybierając prawdę i czekając na pytanie. Oni jeszcze nie wiedzieli, że to zbliży ich do siebie.
- Podaj przynajmniej pięć faktów o sobie.- powiedziała po chwili i zaczesała swoje długie włosy za ucho czekając na odpowiedź.
- Okej.- przeciągnął chłopak.- Moim ulubionym kolo...
- Och nie takich głuptasie!- ponownie krzyknęła.- Coś o czym wiesz tylko ty, zwierz się nam.- podpowiedziała mu.
- No dobra.- westchnął.- Nienawidzę 30 kwietnia, ze względu na to, że wtedy obchodził był drugą rocznicę związku z moją dziewczyną. Wyprzedzam wasze pytanie: ona nie żyje. Jakiś dupek potrącił ją i umarła na miejscu.- trudno było mu o tym mówić, jednak czuł też ulgę zwierzając się komuś.- Blond włosy i niebieskie oczy zawsze wywołują u mnie wspomnienia z Libby. Może to głupie, ale codziennie pisze do niej smsy, jej telefon wciąż leży w pokoju i... po prostu tak mi łatwiej.- uśmiechnął się słabo w ich stronę.- Moi rodzice zawsze byli przeciwni temu związkowi, więc nie mam z nimi dobrych relacji. Jedyną osobą, której ufam jest moja kuzynka, ale ona mieszka w Seattle.- wymienił. Przez pewien czas panowała między nimi cisza. Każde z nich musiało oswoić się z tym, że własnie poznali historie jednego z nich.- To teraz ja.- wymamrotał i zakręcił mocno butelką. Kręciła się ona dłużej niż blondynki i zatrzymała się na brunetce siedzącej koło Justina.
- Wiedziałam.- cicho zaśmiała się.- Prawda.- wyprzedziła pytanie Philipa i czekała na pytanie.
- Po prostu powiedz coś o sobie.- wzruszył ramionami.
- Hm...- westchnęła.- Mam starszego brata, który jest ulubieńcem moich rodziców i zawsze mnie do niego porównują, co mnie strasznie denerwuje. Moi rodzice są strasznymi egoistami i nie myślą w ogóle o mnie. Nie jestem amerykanką tylko brytyjką, ale urodziłam się w Chicago. Kiedyś robiłam coś głupiego, do czego nigdy się nie przyznam i tego żałuję.- zakończyła, a w zasadzie przerwał jej Justin. Od tamtej chwili butelka poszła w kąt pokoju, a oni siedzieli koło siebie i każde z nich opowiadało im swoją własną historię.
- Moi rodzice mają zamiar się rozwieść, bo jakiś dupek postanowił zniszczyć mi życie. Straciłem przez niego też dziewczynę. Pięć lat temu miałem starszego brata, Travisa, który zginął w pożarze jednego z magazynów na przedmieściach. On właśnie współpracował z tym człowiekiem, który zniszczył mi związek i rodzinę. Chciałabym pomóc pewnej osobie uwolnić się z czegoś, ale nie wiem, czy ona tego chce. [...]
- Moja mama zginęła podczas mojego porodu i przez najbliższe lata wychowywał mnie ojciec, na którym się wzoruje. Chcę być taki jak on. Jest moim autorytetem. Czasami powoduje to kłopoty, tak jak w tym przypadku, a czasami... nie, to zawsze powoduje kłopoty. Ale nie miałem z kogo brać przykładu, dlatego teraz jestem taki jaki jestem. Na piersi mam datę urodzin mojej mamy, a na karku koło gołębia jej imię. Jest dla mnie bardzo ważna, choć nigdy jej nie poznałem.[...]
- Mój tato bił moją mamę i mnie. Dzieciństwo to najgorszy okres w moim życiu. Pewnego dnia ojciec strasznie się zdenerwował i moja mama trafiła do szpitala. Chciałam w tedy, by to on tam był i walczył o życie i to mu powiedziałam. Pobił mnie wtedy tak samo jak mamę. On wciąż pił i tego dnia, którego zadzwonił telefon ze szpitala go nie było. Okazała się, że moja mam umarła. To sprawiło, że znów pomyślałam o tym, aby umarł. Kilka godzin później znów zadzwonił telefon. Okazała się, że mój ojciec zderzył się z ciężarówką i umarł na miejscu. Straciłam dwóch rodziców jednego dnia i od tamtej pory wychowuje mnie wujek. To przez niego jestem taka jaka jestem. Pokazał mi inny świat. Świat wyścigów, szybkiego życia, narkotyków, alkoholu. Może to głupie, ale kocham go za to. [...]
Tak wyglądało ich życie w ciągu tych siedmiu dni. Poznawali się ostrożnie uważając by nie zranić się przy tym. Każde z nich wiedziało, że są tu z jakiegoś powodu. Każde z nich miało ze sobą bagaż czegoś, co sprawiło, że są źli. Każdy miał swoją własną tragedię. To, co dla innych może być błahe u nich sprawiało łzy. Zdając sobie sprawę, że inni mogą mieć gorzej nabierali dystansu do otoczenia i do swoich problemów. Jednak pomimo tego, że wmawiali sobie, że to nic wielkiego, to wciąż ich bolało. Każde z nich coś straciło. Jedni stracili więcej, drugi praktycznie nic. Każde z nich miało jakąś pustkę w sercu.
Ten tydzień sprawił jakby na nowo się urodzili. Otwierali się na ludzi, ufali, czuli, przejmowali się, współczuli. Poznali uczucia, które tkwiły na dnach ich zimnych serc. Doświadczyli tych zapomnianych chwil, w których mieli wszystko.
Kiedy, więc pomyślisz, że tydzień to za mało by się zmienić- przeczytaj to jeszcze raz. Uwierz, że można zmienić swoje życie i najlepiej od teraz. To jest coś czego nie zrozumiesz jeśli choć raz nie zbliżysz się ku dnu. Jeśli masz wspaniałe życie nie zdajesz sobie sprawy z tego jak to jest być na dnie. Jak to jest płakać każdej nocy z bólu. Czujesz się w tedy jak gówno. Zakładając maskę wychodzisz ku rzeczywistości. Każdy myśli, że jesteś silna. Uśmiechasz się, żartujesz, współczujesz podczas, gdy sama potrzebujesz wsparcia. Jeśli ktoś myśli, że jesteś silna i, że nic cie nie złamie to znak, że dotykasz dna. Na dnie stwarzasz pozory silnej, niezależnej i niepokonanej. Nie chcesz wyjść na osobę, która łatwo się poddaje. Oni widzą cię silną i wiecznie uśmiechniętą, gdy ja widzę się słabą i stwarzającą pozory. Tego nie da się ukryć do końca. Nigdy nie ukryjesz oczu i zawsze znajdzie się ktoś, kto zajrzy w nie głęboko i zobaczy prawdziwą Ciebie.
Najlepiej słuchają Ci, których nikt nie słucha. Tej piątki nikt nie słuchał jednak oni byli najlepszymi słuchaczami. Byli jak psycholodzy. Doświadczeniem było ich życiem. Rozbici, od nikogo nie otrzymali pomocy, zakładający maski każdego dnia. Teraz nie muszą tego robić. Są wokół ludzi, którzy są identyczni. Mają takie same problemy, tak samo cierpią, mają te same maski. To była tylko kwestia czasu, kiedy ich losy się połączą. Każde z nich potrzebowało siebie nawzajem, choć o tym nie wiedzieli.
Dziwka, która ma zabić. Chłopak, który za wszelką cenę chce uratować dziewczynę. Narkomanka, która modliła się o śmierć ojca. Dzieciak, który za wszelką cenę chce być jak Ojciec i wrak człowieka, który wciąż żyje martwym uczuciem. To nie brzmi normalnie, prawda? Dlatego właśnie są tutaj gdzie są. Oni potrzebują pomocy jak nikt inny. Możesz jeszcze nie rozumieć, ale to jest powiązane ze sobą.
Davonne's POV
Założyłam na siebie jakieś ciemne dżinsy, a włosy związałam w koka i zbiegłam na dół, gdzie Justin robił śniadanie, a Nate śmiał się razem z Brooklyn.
- Cześć.- przywitałam się z nimi, na co skinęli głowami i powrócili do swoich czynności.
- Mam nadzieję, że lubisz tosty?- zapytał po chwili Justin.
- Robisz dla mnie śniadanie?- podbiegłam do chłopaka i objęłam go od tyłu.- Wiesz, że cię lubię, no nie?- usłyszałam stłumiony śmiech Brooke za swoimi plecami i jakieś szepty.- Co?- warknęłam na nich, gdy zobaczyłam jak bacznie przyglądają się mi i Justinowi.
- Wyglądacie jak para, albo co najmniej przyjaciele, którzy się lubią lubią.- parsknęła Brooke, a zaraz dołączył do niej Nate.
- Oh... Wy natomiast wyglądacie jakbyście się nienawidzili. W końcu każda dziewczyna, która nie lubi chłopaka siedzi mu na kolanach.- odezwał się Justin i objął mnie w pasie. To był zwykły przyjacielski gest. Jednak wciąż nie mogłam zapomnieć o mojej roli. Nie mogłam zapomnieć o tym, że będę musiała go zabić.
- Czepiasz się.- wymamrotała Brooke i zeszła z kolan Nate'a siadając na blacie jednej z kuchennych szafek.
- Tosty.- odezwałam się.
- No wiem, w końcu je robię.- wyrzucił ręce w górę jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Spalisz je zaraz idioto.- warknęłam na niego. Odwrócił się do mnie plecami i szybko otworzył toster oczywiście nie zdając sobie sprawy, że może być gorący.
- O kurwa!- krzyknął na całe mieszkanie i pobiegł do łazienki.
- Ja... ja zostawię to bez komentarza.- wymamrotałam i podeszłam do tostera. Widelcem wyciągnęłam tosty i położyłam je na białym talerzu.
- Ejj, to boli.- warknął, gdy wszedł do kuchni.
- Ejj, to używaj mózg.- wymamrotałam.
- Ja robię ci śniadanie, staram się, a ty masz w dupie to, że mogłem zginąć?- jego dolna warga wygięła się, a oczy rozszerzyły.
- Nie kazałam ci robić tego śniadania.- warknęłam na niego. Odsunęłam od siebie talerz rzucając mu złowrogie spojrzenie.
- Myślałem, że się ucieszysz, ale czego mogłem się spodziewać po tobie.- prychnął pod nosem.
- Co masz na myśli?- wstałam i podeszłam do niego unosząc głowę do góry, bo chłopak był ode mnie wyższy o kilkanaście centymetrów.
- To, że jesteś cholernie niewdzięczna.- splunął.
- Mam ci się kłaniać, że zrobiłeś mi śniadanie, a wcale cię o to nie prosiłam?- zakpiłam.
- Wystarczyło by zwykłe dziękuję i Justin mam nadzieję, że nie zraniłeś się zbyt mocno. - udał mój głos, a na jego twarz wtargnął lekki uśmiech.
- Ja tak nie mówię.- skrzyżowałam ręce i podeszłam jeszcze bliżej niego.
- Mówisz.
- Wiem jak mówię.- warknęłam.- I na pewno nie tak.
- Jeśli to pozwoli ci w nocy spać.- wymamrotał.- Masz zamiar je zjeść, czy strzelisz focha, huh?- zapytał.
- Gówno ci do tego.- warknęłam i uderzyłam go z pięści w klatkę.
- Ała! O mój Boże, jak to boli. Davonne, chcesz mnie zabić? O mój Boże.- udawał, że go naprawdę to zabolało podczas, gdy do moich oczu napłynęły łzy. Davonne, chcesz mnie zabić? To było jak wiadro zimnej wody. Davonne chcesz mnie zabić? Davonne chcesz mnie zabić? Davonne chcesz mnie...
- Ejj, wszystko okej?- ktoś zapytał.- Davonne kurde!- warknął ten sam głos. Nie słuchałam tego. W mojej głowie wciąż tkwiło Davonne, chcesz mnie zabić? A jeżeli to jakiś znak? Jeżeli to ma mi pokazać, żebym tego nie robiła? Czuję, że powoli zaczynam wariować.
Odsunęłam od siebie chłopaka i pobiegłam do łazienki. Zamknęłam drzwi i stanęłam na przeciwko lustra.
Davonne, chcesz go zabić?
Spojrzałam na swoje odbicie i po raz kolejny słowa rozbrzmiały w mojej głowie. Czy ja naprawdę chcę go zabić? Zdałam sobie sprawę, że nie chcę. Naprawdę. Po raz pierwszy przez myśl przeszło mi zawahanie. Nie chcę zabić Justina. On nie jest wart takiego czegoś.
- Davonne otwórz te drzwi.- usłyszałam jak ktoś nieustannie w nie wali. Podeszłam do nich i przekręciłam klamkę widząc w framudze bruneta.
- Nie zamknęłam ich na klucz.- mruknęłam.
- Dlaczego płaczesz?- zapytał ignorując mój komentarz. Popchnął mnie lekko do wnętrza łazienki i zamknął drzwi.
- Nie płaczę.- wymamrotałam.
- Widzę.- odezwał się.- Powiedziałam coś nie tak? Jeśli tak, to przepraszam.- wychrypiał.
- Nie, jest okej.- starałam się brzmieć przekonująco, ale mój głos załamał się.
- Przecież widzę, że nie jest.- podszedł od mnie i objął mnie swoimi silnymi ramionami. Czułam ciepło jakie biło od niego. Swoimi drobnymi ramionami oplotłam jego tułów, a głowę ułożyłam na jego klatce piersiowej.
- Nie będę na ciebie naciskał.- odezwał się po chwili.- Ale proszę, nie płacz już nigdy więcej, dobrze?- swoimi dłońmi uniósł mój podbródek i lekko się uśmiechnął.- Obiecujesz?- zapytał, a ja twierdząco pokiwałam głową. Znów wtuliłam się w niego. Był spokojny, bezpieczny, wspierający. Przejmował się tym, że płaczę. On był ideałem. Justin Pieprzony Ideał Bieber.
- Dziękuję.- wydusiłam, gdy odeszłam kilka kroków od niego.- Ja... przepraszam, że jestem egoistką i nie widzę starań... Przepraszam.- wymamrotałam opierając się o zlew.
- Nie chciałem tego powiedzieć. Ja byłem zły i to... tak wyszło. Nie myślę tak.- powiedział.
- Wiem jaka jestem Justin.- westchnęłam.- Wiesz, przez całe życie modliłam się by nie być taka jak rodzice. By nie stać się egoistką. Jednak ja... jestem nią.- odezwałam się.- Zawsze zauważałam tylko ich błędy, ale popełniam te same co oni.- dodałam.
- Nie jesteś egoistką.- jego dłonie ponownie oplotły moją talię.- Jesteś najbardziej nie-egoistyczną dziewczyną jaką znam.- zaśmiał się, co sprawiło, że na mojej twarzy wkradł się uśmiech.
- Dziękuję.- uśmiechnęłam się do niego.- Uh, Justin?- odezwałam się, gdy stałam już w drzwiach.- Mam nadzieję, że nie zraniłeś się zbyt mocno.- zachichotałam i przytoczyłam jego słowa mówiąc jak najbardziej przesłodzonym głosem.
- Wredota.- parsknęłam śmiechem i poszłam do swojego pokoju.
On sprawił, że się uśmiechałam. Był inny niż sobie go wyobrażałam. Miałam nadzieję, że będzie dupkiem, który będzie chciał dobrać się do moich spodni. Tymczasem on właśnie mnie przed chwilą pocieszał. Jestem idiotką, bo właśnie zaufałam osobie, którą mam zabić. Siedem głupich dni i już zaczynam się wahać. Naprawdę myślałam, że to będzie łatwe. Oh tak, bo zabijanie ludzi jest łatwe. Ja po prostu jestem głupia. Głupia myśląc, że osiem tygodni w jego obecności nie zmienią nastawienia do całej tej sytuacji. Czasami wydaje mi się, że wciąż mam pięć lat i wszystko jest łatwe. W rzeczywistości mam dziewiętnaście i skomplikowałam sobie życie na milion sposób. To jest za trudne i mnie przytłacza. Ta myśl, że mogę w każdej chwili wyciągnąć broń i po prostu strzelić mu w głowę. Zamykasz oczy i widzisz jego martwe ciało. Ta myśl napiera na ciebie, przytłacza. I zamiast otworzyć te jebane oczy, ja wciąż mam je zamknięte. To jest jak klaustrofobia. Zamiast ścian przytłaczają mnie myśli, wyobrażenia, sny.
Po moim pokoju rozległ się dzwonek mojego telefonu. Szybko przesunęłam palcem po dotykowym ekranie, a następnie wcisnęłam zieloną słuchawkę przy imieniu Taylora.
- Halo?- odezwałam się pierwsza i czekałam na jego głos.
- Witaj skarbie. Cholernie tęsknie za tobą.- wymruczał do słuchawki, a mnie przeszły ciarki na dźwięk jego zachrypłego głosu.
- Po co dzwonisz?- zapytałam go stanowczo.
- Chcesz mi powiedzieć, że nie tęsknisz za mną?- lekko przygnębiony głos rozległ się w słuchawce telefonu.- Ale jeśli, to sprawi, że będziesz w nocy spać, to chciałem zapytać się jak ma się sprawa z Justine.- odezwał się po chwili ponownie.
- Pracuję nad tym.- zapewniłam go.
- Mam nadzieję.- zakpił.- Zrób to pod koniec, dobrze? Zabij go na samym końcu, gdy już się w tobie zakocha. To go kurwa zaboli jak skurwysyn.- zaśmiał się.- Skarbie wracaj...- usłyszałam w tle głos jakieś kobiety.
- Jest ktoś u ciebie?- od razu zapytałam. Miałam nadzieję, że zaprzeczy.
- Nie, to w... telewizji.- zapewnił mnie, ale nie brzmiało to przekonująco.- Kocham cię, pamiętaj o tym.- dodał i rozłączył się nie żegnając.
Kocha mnie, ale też nie kocha jednocześnie. Jestem mu potrzebna do seksu i tego całego gówna. Kocha moje ciało i sprytność, a nie mnie. Lecz jednak kocha. Nie tak jak ja go kocham, ale kocha. To najważniejsze. Najważniejsze, że kocha mnie nie kochając mnie. To zabrzmiało dziwnie, ale mam nadzieję, że zrozumiecie. On nie kocha mnie, tak jak robi to chłopak, gdy jest zakochany w dziewczynie. On kocha to, że może na mnie dobrze zarobić. Pomimo tego, że to zagmatwane i tak naprawdę mnie nie kocha, to jednak w momencie, w którym powiedział, że coś do mnie czuje wątpliwości, co do zabójstwa Justina zniknęły.
Otworzyłam zeszyt na pierwszej lepszej stronie i starłam się ułożyć moje myśli w logiczną całość.
"Love will lead me back
Someday I just know that
Love will lead me back into your arms
Right where I belong
Someday I just know that
I'll be coming home."
"Z trudem przychodzi wydusić słowa pożegnania ,gdy wiemy,ze ktoś odchodzi na zawsze."
____________________
Udało mi się napisać i to tylko w jeden dzień ;o. Rozdział miał być dłuższy, a tymczasem jest to 6 stron A4 i dwie linijki ;(
Nie chciałam was zawieźć, więc dodałam szybciej. Odnoszę wrażenie, że na około wszystkich zawodzę. Mam to po tatusiu :))))))))))
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba i zostawicie komentarze :*
Nie będzie pisała kiedy kolejny, bo nie wiem. Nie mam na razie głowy do tego. Obiecuję jednak, że jak najszybciej :)
CZYTASZ - KOMENTUJESZ
TO NIE JEST TŁUMACZENIE, PISZĘ TO SAMA!
TO NIE JEST TŁUMACZENIE, PISZĘ TO SAMA!
Przepraszam za błędy :(
Tak poza tym to jutro zmieniam szablon i blog może być przez chwile nieodstępny :)
Omnomnomnom... *>* Tak dużo się dzieje i w ogóle. Jej i to całe 'Davonne, chcesz mnie zabić?'.. No i jeszcze Taylor... Jejku.. *>*
OdpowiedzUsuń@landelle98
[becauseofyou-jb.blogspot.com]
ps. Zapraszam na mojego bloga. Jutro pojawi się nowy rozdział. :)
wiem ze nie zabije justina
OdpowiedzUsuńale ciekawe co ten idiota zrobi czy sie zemsci i pokaze ten filmik omg :C
kocham ten rozdział omg jest cudowny, pisz tak dalej, bo masz talent <3
OdpowiedzUsuńjesteś genialna. xx
OdpowiedzUsuńwywlekasz tutaj takie przemyślenia. O.o
zostaniesz psychologiem. ;**
czekam na nn. ;)
niesamowity jest <3 Świetnie piszesz, normalnie jest super *-*
OdpowiedzUsuńMeega <3
OdpowiedzUsuńJakie to było urocze, kiedy ją pocieszył, a Taylor tak cholernie mnie irytuje i wkurza. Kretyn, tak bardzo mąci w głowie Davonne. Boże, nie mogę się doczekać co będzie dalej, pisz szybko! Życzę dużo weny, kochanie! @biiebsily
OdpowiedzUsuńDavonne nieco mnie drażni już z tym Taylorem. kurcze, facet ewidentnie ją wykorzystuje, tak naprawdę ma ją gdzieś, a ona wciąż go kocha i wmawia sobie jakieś niestworzone rzeczy. Lubię ją, ale już trochę przegina. mam nadzieję, że Justin to zmieni i pokaże jej, jak tak naprawdę traktować dziewczynę i co to znaczy kochać.
OdpowiedzUsuńMoment, w którym się kłócili mimo wszystko był dość słodki. zupełnie jakby byli parą i sprzeczali się o doprawdy nieistotną rzecz. Justin jest doprawdy wspaniały i swoim zachowaniem pokazuje, że już mu chyba coś tam świta na temat Davonne :D i dobrze, będzie to jedna z moich ulubionych par - mam oczywiście nadzieję, że będą w końcu razem.
Spodobało mi się początkowy opis - regularna perspektywa. te ich uczucia, opowiadanie o sobie. jak już pisałam, zupełnie jakbyś tam była i zdawała nam szczegółowe relacje.
podsumowując rozdział wspaniały i nie mogę się już doczekać nowości. 3m się ;**
Świetnie przetłumaczony , Nikogo nie zawiodłaś :D Czekamy na następne . Kochamy Cię ;* <3
OdpowiedzUsuńCudo cudo cudo i jeszcze raz cudo <33
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle zapraszam też na mój blog http://noothinglikeuss.blogspot.com/
PISZ DALEJ KICIA <3 CZEKAM :*
Świetny rozdział czekam na kolejny. Wcale nas nie zawiodłaś !
OdpowiedzUsuńRozdział naprawdę świetny, nie zawiodłaś nas, naprawdę jest cudny. Czekam na kolejny, nie mogę doczekać się tego jak wszystko potoczy się dalej z Justinem i w ogóle, jejku. Czekam :* / @justinsladyx
OdpowiedzUsuńjgdjgnsjjdsn *o*
OdpowiedzUsuńSerdecznie chciałabym cię zaprosić do przeczytania niedawno założonego bloga o Janoskians.
OdpowiedzUsuńhttp://love-taught-me-to-choose.blogspot.com/
Każdą chorobę da się wyleczyć. Tą też. Ale trzeba chcieć sobie pomóc. Ona straciła nadzieję na lepsze jutro. Straciła wiarę w siebie. Nie chcę już walczyć, ale musi. Każdego dnia staje przed lustrem i walczy z myślami. Dziewczyna chcę odejść z tego świata, jednak Bóg jej na to nie pozwala. On wie że ona przetrwa to, ale przecenia ją. Wszystko zaczyna się przeprowadzką do ojca. Poznaje miłość. Choć o tym nie wie. Może dlatego jest taka w stosunku do niego. Pozostaje tylko jedno pytanie. Czy zaufa mu?
rozdział CUDOWNY, ale to zadna nowość :)
OdpowiedzUsuńkocham cię poprostu! ta historia jest taka.... życiowa ;)
trzymaj się kochana :) !
Mam cały czas nadzieję, że Davonne nie zabije Justina a on pomoże jej uwolnić się od tego dupka Taylora. Oni wszyscy się tak do siebie zbliżają, to wszystko jest takie cudowne, ale znając życie za moment wydarzy się coś niespodziewanego :< Z każdym rozdziałem miło mnie zaskakujesz. Masz ogromny talent do pisania, tylko pozazdrościć!
OdpowiedzUsuń@swaginrackcity
dodawaj częściej proosze <3
OdpowiedzUsuńtoo jest takieeee cudowne <3 nienawidze tego Taylora ale Justina kooocham :)) ona nie może go zabic! ;* świetnie...czekam na nn jak najszybciej :))
OdpowiedzUsuńO matko to jest cudowne! :) Mam nadzieję, że zmieni swoje uczucia co do Taylora, bo źle na tym wychodzi :<
OdpowiedzUsuńopowiadanie rewelacyje taka inna historia boli to że ona musi go zabić i że kocha tego .... wrrrr nie umie określić. czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńMega <3 - Oleczkaaa101
OdpowiedzUsuńNajlepsze na świecie :3
OdpowiedzUsuńmam prośbę, czy mogłabym prosić o zrobienie szablonu? sama nie mam do tego kompletnie głowy.
OdpowiedzUsuńjeśli znalazłabyś czas, odezwij się do mnie na gg 6452401
z góry dziękuję ;*
super *.*
OdpowiedzUsuńkochaaam tooo <33
OdpowiedzUsuńjestem pączkiem, nic dodać nic ująć.
OdpowiedzUsuńhttp://fall-fanfiction.blogspot.com/
To jest okropne ze musisz pisac ze to nie jest tłumaczenie. Ale wiesz po prostu jestes tak cholernie dobra ze ludzie nie wierza że mozesz byc polka. heh. To co wymysliłas to czysty obłed ta synchronizacja i wg to wszytko jest takie wciagajace....
OdpowiedzUsuńgeeenialne !
OdpowiedzUsuńWspaniałe. Masz ogromny talent :)
OdpowiedzUsuńbardzo mi się podoba, masz talent kobieto. ta historia...i wgl! czekam z niecierpliwością na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńwejnfhgfsjkgvbdysufvkjhcxzyhuf . BOZEBOZEBOZE ... CO JA MAM PISAĆ W TYM JEBANYM KOMENTARZU ?! CUUDOO ♥♥♥♥♥♥♥... NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ NASTĘPNEGO ♥
OdpowiedzUsuńMasz naprawdę wielki talent, normalnie nie mogłam się oderwać, czytając opowiadanie od początku, gdyż trafiłam na nie dopiero dzisiaj. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. <3 :)
OdpowiedzUsuńSwietne opowiadanie znalazłam je dzisiaj i przeczytałam wszystko <3 czekam na nastepny rozdzial <3 jesteś genialna masz talent do pisania nie zmarnuj tego <3 @DIPSY_143
OdpowiedzUsuńJesteś naprawdę świetna ! < 33
OdpowiedzUsuńDopiero zaczęłam czytać a już chcę więcej !!
Zostałaś nominowana do Liebster Award :) Więcej informacji znajdziesz tutaj -----> http://yellowrainc0at.blogspot.com/2013/06/liebster-award.html
OdpowiedzUsuńsuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuper <3
OdpowiedzUsuńNie moge uwierzyć, że sama to wymyśliłaś <33
OdpowiedzUsuńDzisiaj zaczęłam czytać twoje opowiadanie i muszę powiedzieć,że jestem pod ogromnym wrażeniem. :)
OdpowiedzUsuń